Logo Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie

Pożegnanie Stanisława Wielgusa

DATA:16 / 07 / 2024
Zdjęcie Stanisława Wielgusa przy szybowcu Komar. 1949 r. Źródło N.A.C.

Ze smutkiem żegnamy Stanisława Wielgusa – pilota latającego na szybowcach,  samolotach oraz śmigłowcach, łącznika Armii Krajowej i żołnierza oddziału partyzanckiego Harnasie w czasie II wojny światowej. Wspaniałego szybownika, instruktora lotniczego, pilota doświadczalnego, a także konstruktora.
Zmarł 12 lipca 2024 r. w wieku 97 lat.

Stanisław Wielgus urodził się 30 października 1926 r. w Sieprawiu pod Krakowem. Przygodę z lotnictwem rozpoczął w wieku 19 lat, na wzgórzach nieodległego Bodzowa,  jako uczestnik kursu szybowcowego prowadzonego, w tamtym czasie, metodą jednosterową. Swój pierwszy  lot wykonał  jednomiejscowym szkolnym szybowcem poniemieckim SG-38. W 1947 r., w Szkole Szybowcowej w Tęgoborzu, zdobył kolejne stopnie wyszkolenia szybowcowego. Lotnictwo stało się jego pasją, którą rozwijał całe życie

Wybitny szybownik

W 1949 r., cztery lata po swoim pierwszym samodzielnym locie, pobił należący do Wandy Modlibowskiej rekord długotrwałości  Na szybowcu IS-B „Komar”, nad Górą Żar, uzyskał wynik 35 godzin 14 minut.  Zaledwie rok później zdobył Złotą Odznakę Szybowcową (nr 7).

Był pilotem szybowca Sohaj podczas kręcenia zdjęć do filmu „Pierwszy start”. Film ten możemy obejrzeć w Internecie.

Zdjęcie Stanisława Wielgusa 1949 r. Źródło N.A.C.

Studiował na Wydziale Lotniczym a później Wydziale Samochodowym Politechniki Krakowskiej, nie przerywając  kariery szybowcowej. Już w 1952 r., rok po uzyskaniu tytułu inżyniera, posiadał komplet diamentów do Złotej Odznaki. Wtedy też uzyskał uprawnienia pilota doświadczalnego III kl i rozpoczął obloty  szybowców seryjnych, powstających w Szybowcowym Zakładzie Doświadczalnym w Bielsku-Białej.

W latach 1954 – 1965 był członkiem szybowcowej kadry narodowej.

Pilot doświadczalny z kompletem uprawnień

Szkolenia samolotowego właściwie nie przechodził. Instruktor Tadeusz Góra, już po dwóch lotach na samolocie CSS-13, wypuścił Stanisława Wielgusa samodzielnie w powietrze. II klasę wyszkolenia samolotowego Stanisław Wielgus uzyskał w 1957 r. W 1958 r. przeszedł przeszkolenie śmigłowcowe w Świdniku, latając na śmigłowcu Mi-1. Dwa lata później posiadał już uprawnienia pilota doświadczalnego śmigłowcowego .  Komplet uprawnień do lotów doświadczalnych na szybowcach, samolotach i wiropłatach uzyskał w 1960 r. W swojej karierze latał także na samolotach z napędem turbinowym: Lim-2, TS-11 „Iskra”  oraz Jak-40.

Imponujący dorobek lotniczy Stanisława Wielgusa

Choć karierę zawodową zakończył w 1986 r., do 2001 r. prowadził szkolenia szybowcowe, udzielając się jako instruktor. W trakcie lotu szkolnego zdarzył się wypadek:  szybowiec zatrzymał się na wysokim buku. Załodze udało się wyjść z tego zdarzenia z niewielkimi obrażeniami, jednak Stanisław Wielgus  podjął decyzję o zakończeniu swojej kariery lotniczej. W czasie 56 lat wylatał łącznie 13476 godzin. W tym 2588 godzin lotów doświadczalnych.

Zdjęcie Stanisława Wielgusa przy szybowcu Komar. 1949 r. Źródło N.A.C.

Publikujemy wspomnienia Stanisława Wielgusa z jednego z Jego lotów w Tęgoborzu:

I tak spokojnie żeglowałem sobie nad jeziorem Rożnowskim i nagle widzę u podnóża Jodłowca jedną, drugą czerwoną rakietę, zastanawiałem się, co się stało, przecież mój lot odbywał się całkiem normalnie. Ale w momencie, kiedy słońce zaczęło zachodzić, stwierdziłem, że najwyższy czas jednak wylądować. Rakiety z lądowiska co jakiś czas wystrzeliwały w górę i jak otwarłem hamulce i zacząłem schodzić… I tutaj mi się włosy zjeżyły. Im znajdowałem się niżej, tym ogarniał mnie coraz większy mrok. W momencie, kiedy byłem na wysokości grzbietu Jodłowca, było już właściwie całkowicie ciemno. [Augustyn] Gustek Połomski i [Jan] Lupa zabłysnęli pomysłem – mianowicie ustawili moich kolegów i siebie samych na lądowisku w taką linię, że każdy miał jakąś zapalniczkę zapałkę czy gazetę w momencie, kiedy podchodziłem do lądowania. Byłem cały roztrzęsiony, bo widziałem już w tej chwili, na czym rzecz polega i skąd te rakiety. Podchodziłem do lądowania na linię świetlną wytyczoną przez zapalniczki, zapałki, zapalone gazety itp. Lądowanie odbyło się tak, jakbym był po długim treningu – zupełnie gładko. Wszyscy mi gratulowali pięknego lotu łącznie z instruktorami. Tylko końcówka była mało budująca, bo Gustek powiedział: „no Staszek, ale jutro to ci Stary da w dupę, że się nie pozbierasz”. Skóra mi ścierpła, no ale trudno. Drugi dzień, to była niedziela, pamiętam doskonale, ponieważ pobiegłem wraz z kolegami szybciutko do kościółka w Tęgoborzu – starego drewnianego kościółka. Lipy pachniały, to może świadczyć, że to było gdzieś koniec czerwca, początek lipca, bo lipy pachniały i słychać było pszczoły. Staliśmy na zewnątrz, ponieważ kościół był pełny i było bardzo gorąco. Ja nigdy nie byłem bardzo pobożny, ale „Baca” Kwiatkowski był pobożny, więc musiałem się tam znaleźć, żeby mnie „Baca” widział i żeby w jakiś sposób załagodzić burzę, której się spodziewałem, a obwiałem się wyjazdu do Krakowa. Kwiatkowski się w kościółku znalazł, przyjechał prosto z Sącza. Starałem się tak usadowić, w tym kręgu, żeby mnie Stary widział – oczywiście widział, bo skinął do mnie głową. Była taka upalna cisza pachnąca miodem i brzęcząca tylko pszczołami i odgłosami mszy w kościele. W pewnym momencie szczytami drzew ruszył wiaterek. „Baca” popatrzył do góry, porozglądał się – no wyglądało, że wiatr z południa i nagle w połowie mszy odwinął się i takim szybkim zdecydowanym krokiem ruszył na szczyt… Oczywiście my, którzyśmy patrzyli w „Bacę” jak w ołtarz, odwróciliśmy się i pobiegli za nim. Nie mogliśmy mimo młodego wieku nadążyć we wspinaczce na Jodłowiec. No ale zdyszani gdzieś pod szczytem… Ja starałem się trzymać blisko Kwiatkowskiego, prawda Kwiatkowski przed samym wyjściem oglądał się, zobaczył mnie i mówi:
– Panie Wielgus, co to było wczoraj za nocne lądowanie?
Ja mówię:
No spływ złapałem… Się potem dowiedziałem o tym zjawisku… Instruktorzy mnie tam poinformowali… Zresztą dyskusje z kolegami… Spływ złapałem nad jeziorem Rożnowskim i zbyt późno wylądowałem, bo u góry było jasno.
– Szybowiec w porządku?
Tak jest, wszystko w porządku! 
I na tym skończyła się cała reprymenda. Nie wiem, skąd okazał się tak łagodny w stosunku do mnie, bo ja będąc teraz instruktorem z dużym doświadczeniem, gdyby mi młody adept taki numer wyciął, to na pewno bym mu jakąś karę, chociażby dla przykładu, zasolił. No, ale mi się upiekło. Pamiętam dzisiaj z perspektywy czasu, lot trwał chyba z półtorej – dwie godziny. No, w każdym razie, wydawało mi się, że złapałem Pana Boga za nogi.

Zdjęcie szybowca w locie 1949 r. Źródło N.A.C.

Msza święta pożegnalna Stanisława Wielgusa zostanie odprawiona w Kościele Parafialnym w Dąbrówce k/ Radzymina w sobotę 20 lipca 2024 r. o godz. 10:00