Francuski maj i czerwiec 1940 r. stał się łudząco podobny do polskiego września z ubiegłej jesieni. Francuskie dowództwo z biegiem dni zaczęło doceniać kunszt bojowy polskich myśliwców i polscy piloci przesiadali się na coraz lepsze myśliwce takie jak Devoitine D. 520 Miss France. Tempo walk szybko wzrastało, a sukcesy dywizji niemieckiego Wehrmachtu były imponujące. Aby powstrzymać tempo niemieckiego natarcia do działań wojennych zaczęto kierować na prędze formowane z pilotów myśliwskich szkolonych w bazie Lyon Bron (frontowe klucze myśliwskie oraz tak zwane klucze kominowe przeznaczone do osłony środków przemysłowych. Pod uderzeniami niemieckich kolumn zmotoryzowanych walił się francuski front. Oto jak dokument archiwalny przedstawia udział lotnictwa polskiego w obronie Francji:
„Dywizjon Warszawski był pierwszym dywizjonem myśliwskim, sformowanym we Francji. Powstał on z tak zwanego Dywizjonu Finlandzkiego, który uzupełniono personelem latającym, i ziemnym z Ośrodka Lotniczego w Lyonie. Dywizjon Finlandzki był polską jednostką lotniczą, powstałą z ochotników z pośród dawnego personelu Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie, którzy zgłosili się do Korpusu Ekspedycyjnego, formowanego na pomoc Finlandii, napadniętej przez Sowiety. Ponieważ jednak Szwecja nie zgodziła się na przepuszczenie Korpusu a Finlandia w międzyczasie kapitulowała, zamierzenie to zostało zaniechane. Utworzenie dywizjonu, zwanego po francusku Groupe de Chasse Polonaise de Varsovie No. 1/145, zarządziło francuskie Ministerstwo Lotnictwa dnia 6 kwietnia 1940 r. Organizowanie dywizjonu rozpoczęto w bazie w Bron pod Lyonem a zakończono na lotnisku Mions dnia 18 maja 1940 r. Dywizjon ten w spadku po Dywizjonie Finlandzkim wyposażono w samoloty Moran 406 a po tym w Cyclon (Caudron C.K.l). Samolot Moran 406 w owym czasie był już sprzętem ćwiczebnym. Cyclon Caudron również nie był pełno wartościowym sprzętem myśliwskim, będąc uzbrojoną awjonetką. i jako taki nie dorównywał sprzętowi niemieckiego lotnictwa. W czasie lotów bojowych stwierdzono, iż posiada on sporo wad i błędów konstrukcyjnych, co spowodowało zawieszenie bojowych lotów na tym typie. Wskutek jednak braku innego sprzętu dywizjon odbywał loty bojowe do zakończenia Kampanii Francuskiej na zdyskwalifikowanym typie. W związku z brakiem samolotów władze francuskie chciały rozwiązać dywizjon jeszcze w czasie jego formowania się a pilotów przydzielić do dywizjonów francuskich,ale zaniechano tego na skutek zdecydowanej postawy dowódcy dywizjonu. Dnia 12 czerwca rozpoczęto przezbrajać dywizjon na samoloty Bloch i w związku z tym ośmiu pilotów odeszło na przeszkolenie do francuskiego dywizjonu, wskutek jednak upadku Francji przezbrojenie nie zostało zakończone. Stany osobowe tego dywizjonu wynosiły w dniu 18 maja 1940 r:
personel latający – 22 oficerów i 10 podoficerów
personel ziemny – 5 oficerów i 184 podoficerów i szeregowych.
W dniu 10 maja, czyli jeszcze w okresie organizowania się na lotnisku Bron, dywizjon ten wziął udział w zwalczaniu niemieckiego nalotu na miasto Lyon i bazę lotniczą. Tegoż dnia wieczorem dywizjon został przesunięty na lotnisko Mions z zadaniem obrony tego miasta i lotniska, skąd w dniu 18 maja, czyli po .osiągnięciu gotowości bojowej z kolei odszedł na lotnisko Villacoubley, pod Paryżem, gdzie został wcielony w skład 23. Zgrupowania Myśliwskiego Obrony Paryża. W związku z ogólnym położeniem na froncie w dniu 2 czerwca przeszedł na lotnisko Dreux. Odwrót wojsk francuskich powodował częste przegrupowanie lotnictwa, w szczególności dywizjon w okresie między 2 a 18 czerwca czterokrotnie zmienił lotnisko podstawowe, nie przerywając swej działalności bojowej.. Działał on kolejno z następujących lotnisk :
Dreux – przez 8 dni,
Semaises – przez 3 dni,
Chateauroux – przez 3 dni,
Rochefort – przez 2 dni.
Na lotnisko Rochefort dywizjon został przesunięty l7 czerwca. W nocy 18/19 czerwca władze francuskie opuściły lotnisko. Rano dnia 19 czerwca dywizjon zostawił swe samoloty na lotnisku, a personel odjechał samochodami do portu Rochelle celem udania się do Wielkiej Brytanii. Pomimo nieodpowiedniego sprzętu dywizjon stoczył kilka zwycięskich walk z Niemcami. W dniu 8 czerwca patrol z 5 samolotów zaatakował w obszarze Rouen nad dolna Sekwaną zgrupowanie około 15 Messerschmitt 110 strącając bez strat własnych 5 niemieckich samolotów. Następnego dnia podczas wymiatania w obszarze dolnej Sekwany 6 kluczy napotkało około 50 bombowców Dornier pod osłoną 20 samolotów myśliwskich Messerschiiitt 109. Wywiązała się walka, w wyniku której zestrzelono trzy Me 109 i jeden bombowiec. Z walki tej nie powróciło naszych trzech pilotów a jeden był lekko ranny. W dniu 10 czerwca na południe od Dreux 12 samolotów dywizjonu 1/145 napotkało około 15 niemieckich bombowców Dornier pod osłoną 12 Messerschmitt 109. Zestrzelono dwa bombowce i jednego myśliwca. Dowódca dywizjonu w tej walce został ciężko ranny. Tegoż dnia wieczorem radio francuskie nadawało komunikat o bohaterskich walkach polskiego dywizjonu z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Dywizjon warszawski zestrzelił w czasie walk 12 samolotów niemieckich napewno i 2 prawdopodobnie. Od 10 maja do 18 czerwca wykonał 322 samoloto zadań, co stanowiło 256 godzin bojowych lotów. Napad lotniczy na Francję, który rozpoczął się w dniu 10 maja, wykazaał zupełne nieprzygotowanie do współczesnej wojny, podobnie jak i w Polsce. Chcąc ratować położenie, dowództwo francuskie chwyciło się ostateczności, to jest doraźnie tworzone klucze myśliwskie wysyłano na wzmocnienie francuskich dywizjonów. Dla nas był to zmarnowany wysiłek, który spowodował rozproszenie personelu i po kapitulacji Francji nie wszyscy zdołali z tamtąd się wydostać. Jednym z najbardziej tragicznych przejawów tego rzucania naszego lotnictwa małymi grupami do boju było to, że po raz drugi żołnierz płacił daniną życia, krwi i trudu za winy kierownictwa, to jest za brak sprzętu, jego techniczną niższość W porównaniu ze sprzętem przeciwnika, a przede wszystkiem za niezrozumienie przez sztaby istoty wojny lotniczej i wynikły staąd brak nowoczesnych środków dowodzenia w powietrzu. Dowodzenie myśliwcami było oparte na przestarzałych zasadach, starty odbywały się nieraz na alarm, zapowiadany syrenami z miasta, gdyż jednostki nie zawsze posiadały radiostację do odbierania sygnałów alarmowych nadawanych z wieży Eiffla.
W drugiej połowie maja i w początkach czerwca w bazie Lyon Bron zostało sformowanych 22 klucze myśliwskie, z których każdy obok pilotów posiadał własny personel ziemny. Składy osobowe tych kluczy były różne i wynosiły od 3 do 9 pilotów. Ogółem ich stany liczebne wynosiły ponad 80 oficerów i około 50 podoficerów pilotów, oraz 4 oficerów i ponad 200 podoficerów i szeregowców personelu ziemnego. W czasie walk w powietrzu klucze te zestrzeliły 17 1/2 samolotów nieprzyjacielskich na pewno i l prawdopodobnie. Straty własne wynosiły 6 pilotów zaginionych, 4 poległych wskutek wypadków lotniczych oraz 2 pilotów i 3 mechaników zabitych podczas bombardowania lotnisk. Z tych 22 kluczy dwanaście użyto dla wzmocnienia francuskich dywizjo-nów myśliwskich, a pozostałe przydzielono do poszczególnych środków przeciwlotniczej obrony na obszarze całej Francji. Klucze broniące ośrodków pospolicie nazwano kominami. Personel tych kluczy pracował w szczególnie trudnych warunkach, które cechowała doraźność, a trudności językowe stanowiły dużą przeszkodę do należytego porozumienia się i zrozumienia istoty powierzonego zadania.
Całkowicie zorganizowany i wyposażony w nowoczesny sprzęt dywizjon bombowy osiągnął gotowość: w pierwszej połowie czerwca, ale nie był użyty do lotów bojowych. Przygotowana wyprawa bojowa na Turyn została odwołana przez władze francuskie, które w zasadzie były niechętne do stosowania bombardowań, w szczególności przeciwko miejscowościom zaludnionym”.
Dnia 14 VI 1940 r. oddziały niemieckie zajęły Paryż – cały kraj zalany był falą uciekinierów i zdemoralizowanego wojska. Kapitulacja Francji 24 VI 1940 r. była szokiem dla ówczesnego świata. Światowa potęga lądowa i morska, państwo z potężnym zapleczem kolonialnym zostało pokonane przez niemiecką armię w tak krótkim czasie. Francuskie lotnictwo musiało uznać nad sobą wyższość niemieckiej Luftwaffe. Kampania ta pokazała wyraźnie błędy w przygotowaniach do obrony popełnione przez francuskie dowództwo, które nie wyciągnęło żadnych wniosków choćby tylko z kampanii polskiej. Oto jak kapitulację Francji wspominał kpt. pil. Zdzisław Krasnodębski:
„Ponieważ na terenie Francji nie działała już wtedy sieć dozorowania, więc działania myśliwskie były bardzo utrudnione. Startowaliśmy na sygnał telefoniczny z punktu obserwacyjnego, zainstalowanego niedaleko lotniska. Wiadomości o przelotach nieprzyjacielskich samolotów były przez to zawsze opóźnione. Pewnego dnia, będąc na obiedzie w kasynie, zostaliśmy zawiadomieni przez oficera służbowego o zbliżającym się zgrupowaniu bombowym kilkunastu Dornierów Do-17. Biegnąc do maszyn, usłyszeliśmy nadlatujące dwusilnikowe maszyny, a gdy startowaliśmy, to bomby już wybuchały na lotnisku. W tych warunkach trudno było dogonić przeciwnika, ale pomimo to kpr. Karubinowi udało się zestrzelić jednego Dorniera. Ponieważ nie było żadnej obrony lotniska, więc po wypuszczeniu maszyn personel ratował się ucieczką poza rejon lotniska. Jedna bomba dosięgnęła jednak sierż. Źołnowskiego i ciężko zraniła w rękę, którą musiano mu amputować w szpitalu. Z Etampes przenieśliśmy się do Villacoublay pod sam Paryż, ale musieliśmy opuścić to lotnisko z powodu bezpośredniego zagrożenia przez niemieckie czołgi i powróciliśmy z powrotem do Etampes. Stamtąd wkrótce zostałem odkomenderowany z kluczem do obrony Limo-ges w południowo – zachodniej Francji. Tam dowiedzieliśmy się o kapitulacji Francji – myśmy płakali, a po drugiej stronie lotniska w kasynie oficerskim lał się szampan, bo wojna się skończyła”.
Niemiecka propaganda coraz mocniej zaczęła nazywać ich Turystami Sikorskiego. Żołnierze armii polskiej we Francji po jej kapitulacji wszelkimi możliwymi drogami ruszyli do portów francuskich gdzie zgodnie z zapowiedzią rządu brytyjskiego czekały na nich statki handlowe i okręty Rogal Navy. Ewakuowani na Wyspę Ostatniej Nadziei, pobici ale nie pokonani, niezłomnie wierzyli, że nadejdzie czas rewanżu. Lotnicy polscy rozproszeni pomiędzy polskimi i francuskimi jednostkami szukali także dróg ewakuacji. Spora grupa przeleciała swymi samolotami do baz francuskich w Afryce Północnej – jednym z nich, który po raz pierwszy zetknął się z czarnym lądem byli plut. pil. Władysław Majchrzyk:
„Wczoraj przed południem kazali nam Francuzi lecieć na lotnisko Salone, odlegle 17 km od Perpignan, gdzie mamy dostać paliwo. Dostaliśmy paliwo i spotkaliśmy także Polaków, mechaników z Krakowa. Po południu do naszej szóstki dołączyło dwóch poruczników i jeden podchorąży. I w dziewiątkę wystartowaliśmy o godzinie 16.40 do Algieru…Nie obyło się także bez incydentu. Jeden z naszych musiał się kąpać. Był to ppor. Jan Bury – Burzymski. Zabrakło mu benzyny już nad lądem, ale ponieważ są to wysokie góry, zdecydował się usiąść na morzu jakieś 500 metrów od brzegu i jeszcze zdążył wyciągnąć teczkę z bagażnika i dopłynął do brzegu”.
… i por. pil. Stefan Zantara:
„Wypadliśmy nad morze i skierowaliśmy się wzdłuż wybrzeża Hiszpanii. Co pewien czas kontrolowałem zapas paliwa w zbiorniku mojego Curtissa (Hawk 75 – przyp. A.O.). Po pewnym czasie skonstatowałem, że trzymając się całości ugrupowania, lecącego po łamanej trasie blisko brzegu hiszpańskiego – co ją przecież wydłużało do Oranu nie dolecą. Zdecydowałem się więc polecieć samotnie prosto do Oranu przez Morze Śródziemne. Miałem szczęście! Będąc już blisko brzegu afrykańskiego, silnik mojego Curtissa przestał pracować, łopaty śmigła stanęły w bezruchu. Mając odpowiednią wysokość, wylądowałem z wypuszczonym podwoziem na plaży bez kropli benzyny w zbiorniku. Byłem pewien, że jestem blisko Oranu, co potem potwierdziło się. Nie wysiadałem z samolotu, aby trochę ochłonąć z wrażenia. Kilkunastu Arabów otoczyło mnie dokoła i nic nie mówiąc, przyglądało się z ponurymi minami – takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Siedziałem tak w maszynie ze dwie godziny, a oni ciągłe stali i patrzyli. Potem zajechała samochodem francuska ekipa lotników, która zabrała mnie i przewiozła do willi miłej francuskiej rodziny”.
Natomiast swoją drogę przez ogarniętą wojną Francję tak wspominał czeski lotnik sierż. Ladislav Uher walczący w warszawskim dywizjonie:
„Dnia 18 XII 1939 r. opuściłem Rumunię na pokładzie statku a 21 XII 1939 r. znalazłem się w Bejrucie. 21 I 1940 r. opuściłem Syrię i przez Egipt, Tunis, Algier 28 I 1940 r. wylądowałem w Marsylii we Francji skąd zostałem odesłany do polskiego obozu w Karpiani. Po krótkim pobycie odesłano mnie wraz z polskim pilotami do ośrodka szkoleniowego w Lyonie, gdzie zostałem przeszkolony jako pilot myśliwski latając na myśliwcach Morane 406 i Bloch 152. W Lyonie podczas bombardowania zostałem lekko zraniony w rękę. Po zakończeniu przeszkolenia zostałem przydzielony do polskiego 1/145 dywizjonu myśliwskiego pod dowództwem mjr Kępińskiego. Dywizjon ten miał odlecieć do Finlandii, lecz z powodów technicznych tak się nie stało i 7 V 1940 r. został odesłany do obrony Paryża, na lotnisko Villacoublay, skad po kilku dniach zostaliśmy odesłani na front, w rejon Rouen – lotnisko Dry. Podczas odwrotu odlecieliśmy na lotnisko Rocheford, gdzie oddaliśmy wszystkie samoloty i odjechaliśmy z portu La Rochelle do Anglii dnia 25 VI 1940 r. do Anglii. 29 VI 1940 r. znalazłem się w Plymouth. Droga była silnie bombardowana przez niemieckie samoloty. Odesłano mnie do ośrodka w Blackpool gdzie spotkałem czterech Czechów, którymi byli: Kaňa, František, Pavlovič, Balejka. Odtąd razem napisaliśmy pisma o przeniesienie nas do czechosłowackiego lotnictwa na ręce płk. Berounskiego i otrzymaliśmy rozkaz by czekać”.
W chaosie, jaki zapanował francuscy oficerowie reagowali na rozkaz gen. Władysława Sikorskiego dotyczący ewakuacji polskiego lotnictwa na Wyspy Brytyjskie w sposób niejednokrotnie zaskakujący – kpt. pil. Jasioniowski wspominał:
„Gen. Benoist, któremu zameldowałem o tym oświadczył mnie, że to go nie obchodzi i że ja wraz z całą eskadrą podlegam jemu i że mam w dalszym ciągu bronić Bazy”.
W walkach w obronie Francji wzięło udział ponad 140 pilotów oraz nawigatorów. Oto co w kwestii strat zadanych niemieckiej Luftwaffe przez polskich pilotów podaje dokument archiwalny:
Ogólne Zestawienie Zwycięstw i Strat.
„W walkach powietrznych piloci myśliwscy zestrzelili 50 9/10 samolotów nieprzyjaciela na pewno, 3 prawdopodobnie i 6 3/5 uszkodzili. Straty lotnictwa polskiego tak w walkach powietrznych jak i wskutek bombardowań nieprzyjacielskich wyniosły 26 żołnierzy zabitych i zaginionych”.
Jedno zwycięstwo odniósł mechanik kapral Stefan Lisiak, zestrzeliwując z plot km – niemiecki samolot podczas bombardowania lotniska. Na jednego poległego polskiego pilota przypadło blisko pięć zestrzelonych niemieckich maszyn. Doceniony wysiłek polskich lotników obfitował w szereg nadanych francuskich odznaczeń w tym Croix de Guerre lecz pozostał smak kolejnej porażki.
dr Krzysztof Mroczkowski