W meldunku skierowanym przez dowódcę lotnictwa Armii „Karpaty” do NDL w dniu 6 września 1939 r. dotyczącym poprzedniego dnia znajduje się następujący zapis: „31 Eskadra wykonała 3 rozpoznania i 56 Eskadra 8 rozpoznań, nie wrócił z rozpoznania 1 „Karaś” z załogą ppor. [Adam] Szajdzicki Adam, kpr. pil. [Leon] Kegel Leon i st. szer. strzelec Skorczyk Józef. L. dz. 656-34/Op. Lot. Dca Lotnictwa Karpaty Tuskiewicz [Olgierd] ppułk.”.
W piątym dniu wojny załoga ppor. obs. Adama Szajdzickiego, kpr. pil. Leona Kegla i st. szer. strz. sam. Józefa Skorczyka otrzymała rozkaz rozpoznania obszaru w rejonie Nowy Targ – Rabka. W drodze powrotnej z rozpoznania, w okolicy Grybowa, załoga samolotu PZL 23. „Karaś” zauważyła, że ma poważne problemy techniczne z samolotem. Na ww. portalu czytamy: „Silnik „Karasia” nagle zaczął mocno trząść i nie pomogło zmniejszanie jego obrotów. Samolot tracił szybko wysokość, lądowanie w górzystym beskidzkim terenie nie wchodziło w grę więc dowódca załogi ppor. obs. Adam Szajdzicki podjął decyzję o skoku ze spadochronem.
Gdy „Karaś” był na wysokości ok. 700 m, na tle ziemi pojawiły się trzy czasze spadochronów – lotnicze szczęście dopisało całej trójce – ppor. obs. Adam Szajdzicki, kpr. pil. Leon Kegel i st. szer. strz. sam. Józef Skorczyk szczęśliwie wylądowali […]”. Dowódca załogi ppor. obs. Adam Szajdzicki doznał jednak poważnej kontuzji przy lądowaniu, która była wynikiem uszkodzonego spadochronu . W późniejszym czasie zaważyło to na jego służbie – ze względu na dolegliwości związane z kręgosłupem, został dowódcą rzutu ziemnego Eskadry.
Załoga samolotu wylądowała na polach uprawnych w Falkowej, a sam samolot rozbił się na terenie Bruśnika na oczach mieszkańców Styrek. Widok palącego się samolotu i trzech spadochroniarzy wzbudził ogromną sensacje wśród mieszkańców Bruśnika i Falkowej. Maria Brończyk, która podbiegła w stronę spadochroniarzy tak wspominała:
„Dzień był słoneczny gdy nad Falkowskimi Polami pojawił się samolot. Byłam na polu przed domem gdy nagle zobaczyłam duży samolot, usłyszałam głośną pracę silnika samolotu, lecz coś z nim musiało być nie tak gdyż na tle nieba pojawiły się trzy spadochrony. Jeden z lotników spadając na ziemię przeleciał obok mojej siostry, która przestraszona przewróciła się. Lotnicy wylądowali w niewielkiej odległości od siebie na polach dworskich a w ich stronę ruszyli sporą gromadą biegiem ludzie z Falkowej. Przed wybuchem wojny we wsi policja mówiła co robić na wypadek pojawienia się wrogiego desantu na spadochronach i dlatego każdy kto biegł uzbrojony był w co się dało – widły, grabie, kosy itp., myśląc, że to Niemcy. Nie doszło jednak do nieuniknionej bijatyki gdyż lotnicy zaczęli krzyczeć, że są Polakami a po chwili pojawił się sołtys z Bruśnika – Paweł Dyngosz, nie dopuścił do awantury i zabrał lotników do Bruśnika.”
Lotników wylegitymowali polscy piechurzy i odstawili do jednostki piechoty w Tarnowie, skąd załoga 31 Eskadry Rozpoznawczej trafiła na lotnisko Rękawek.