Placówka „Wilga”, usytuowana w obszarze Beskidu Sądeckiego i Gorców koło wsi Szczawa, była aktywnie wykorzystana w czasie zrzutów jesienią 1944 roku. Zrzutowisko L.dz. 5847/43 zostało umiejscowione 23 km na północny wschód od Nowego Targu. W kartotece Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza nie przyznano tej placówce żadnych numerów wywoławczych. Znane są adresy kontaktowe w Szczawie (Jan Wasiak – kierownik stolarni w tartaku) oraz w Słopnicach Królewskich (Lisowski – gajowy).
Liberator Gr-UNie jest możliwym precyzyjne ustalenie, kiedy wyznaczono Polanki nad Szczawą na zrzutowisko. Pierwszy zrzut na bastion „Wilga” w Gorcach u podnóża Kiczory jako placówkę docelową miał się odbyć w nocy z 18 na 19 listopada 1944 roku. Wtedy to pilotowany przez W/O Cholewę polski Liberator KG834 „U” z 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia miał dokonać w ramach operacji „Kazik 1” zrzutu na gorczańską placówkę sześcioosobowej ekipy skoczków mjr. Kazimierza Raszplewicza ps.”Tatar 2” oraz 15 zasobników i trzech paczek. Tej nocy na „Wilgę” leciały z Włoch także dwa polskie Halifaxy, pilotowane przez W/O Sobola i W/O Laskowskiego, każdy załadowany dziewięcioma zasobnikami i 12 paczkami.
Zadania nie wykonano, ponieważ Liberator nad Tatrami wpadł w chmury, a w rejonie placówki załoga nie mogła dostrzec sygnałów z ziemi. W drodze powrotnej, wskutek oblodzenia, samolot wpadł w korkociąg, a skoczkowie doznali lekkich kontuzji. W końcu załoga ze skoczkami na pokładzie wylądowała szczęśliwie w Campo Cassale po 8 godzinach 20 minutach lotu uprzednio wyrzuciwszy na zrzutnię 15 zasobników.
Halifax W/O Sobola doleciał nad Słowację w rejon Zwolenia, gdzie natrafił na całkowite zachmurzenie i doszło do oblodzenia samolotu. O godzinie 21:46 zawrócono do bazy, gdzie pilot – zrzuciwszy zasobniki na ziemię – wylądował po 6 godzinach 50 minutach lotu. Załoga drugiego Halifaxa również natrafiła na kłopoty. W/O Laskowski po ominięciu Budapesztu musiał obniżyć wysokość lotu do 900metrów próbując wyjść z chmur – ich podstawa była jeszcze niższa i dlatego zawrócono do bazy znad granicy węgierko-słowackiej. Lądowanie we Włoszech miało miejsce po 7 godzinach i 10 minutach lotu.
Nocą z 22 na 23 listopada placówkę „Wilga” zaalarmowała tzw. „kaczka 233” nadana po polskiej audycji przez radio BBC. W operacji „Kazik 1” poleciał z sześcioosobową ekipą Cichociemnych oraz z piętnastoma zasobnikami i trzema paczkami kpt. pil. Reymer-Krzywicki. Dowódcą Liberatora KG994 „R” z 301. Dywizjonu Bombowego był nawigator F/O Jarynicz. Gdy Liberator nadleciał nad placówkę, ta – po wymianie sygnałów świetlnych – wyłożyła znak świetlny i z wysokości 1800 m dokonano zrzutu. Jedna z paczek zaczepiła o tylną ostrogę samolotu i przywieziono ją z powrotem do Włoch, lądując w Grotaglie o godz.04:35 po 10 godzinach 45 minutach lotu.
Ze skokiem por. Bystrzyckiego wiąże się wydarzenie, które mogło zakończyć się tragicznie. Skaczącemu w jego ekipie mjr. broni panc. Adamowi Mackusowi „Prostemu” po opuszczeniu samolotu rozpięła się uprząż spadochronu. W chwili, gdy por. Bystrzycki już zwijał opadłą czaszę swego spadochronu, obok niego wylądował Mackus. Oto jak ów skok do kraju na teren Beskidów opisywał po latach ppor. Przemysław Bystrzycki ps. „Grzbiet”:
„…Motory przycichły. Zeszliśmy nieco. Raptem poderwało maszynę, z trudem ustałem. Z komór bombowych wystrzeliły zasobniki ze sprzętem dla oddziałów. Poszły kontenery. Wyglądam oknem. Nie widzę parasoli. Pewnie spłynęły za nami, poniżej ogona… Biorę zatrzask do gołej dłoni. Jest chłodny, ciężki. Kiwam głową: „okay”…Robię pół kroku, siadam. Jak na skokach ćwiczebnych, z komendą skokową w myśli, wypycham się obiema rękami. Świst w uszach, serce pod gardłem, szybkość nadana maszyną kładzie na plecy. Przez ułamek sekundy widzę czarny kontur Liberatora, nawet światła na skrzydłach. Kontur się oddala, milknie. Gwałtowne szarpnięcie w ramionach. Spoglądam ku górze – nad głową biała kopuła. Powietrze dzwoni w uszach – taka cisza wokół. Stanąłem w miejscu, nie opadam. Wiem, że to złudzenie, lecz wrażenie powraca. Za każdym razem równie mocno. Biała płachta buja leniwie. Gaszę nieduże wahania, poprawiam szelki na udach. Czarne skupisko lasu wyraźnieje. Wyżej polana, na której wciąż różowieją światła, poniżej jakiś bezdrzewny zagonek, wertepy. Płaty rzadkiego śniegu w rozpadlinach. Zniosło trochę. Byle nie lądować na drzewach. Nocą trudno obliczyć odległość. Dlatego wcześniej podkurczam nogi, jak najwyżej chwytam szelki, dłońmi prawie dosięgam linek. Czekam sekundę, podciągam się, kulę głowę, gotowy do machnięcia przewrotki. Stopy ciągle bujają w powietrzu. Puszczam linki, wychylam zza łokci głowę, chcę spokojnie spojrzeć w dół, stwierdzić ile jeszcze metrów. Walę całym ciałem o matkę naszą rodzoną – i siadam na tyłku. O dziwo! Zupełnie miękko. No tak, koczuję na spłachciu śniegu. Więc Polska. Odpinam szelki, podchodzę do opadłej czaszy, która powiększyła biel wokoło. Osuwam kombinezon, aby mieć łatwiejszy dostęp do broni. Teraz trzeba wydobyć łopatkę, założyć ostrze na stylisko, wykopać dół, aby ukryć spadochron. Nad głową gwałtowny szum i trzepotanie. Ktoś wali się obok mnie. Odruchowo wyjmuję pistolet. To rotmistrz – leży, dyszy. Jest zdrów i cały. Klnie zaraz: – K.a mać, zamek mi puścił. Czułem w powietrzu, jak szelki-szelmy spod pach wyłażą. Kurza twarz – poprawia – cały czas jechałem na rękach.”
Ppor. Przemysław Bystrzycki został zaprzysiężony 19 stycznia 1944 roku. W nocy z 22 na 23 listopada 1944 roku wykonał skok bojowy na teren okupowanej Polski i zgodnie z przyjętymi zasadami otrzymał awans o jeden stopień w momencie lądowania. Chociaż ani nie był dowódcą grupy, ani nie był najwyższy stopniem, to – ze względu na fakt, że jako jedyny spisał swe wspomnienia dotyczące „Wilgi” – stanowi postać kluczową w badaniach. Po pobycie w ZSRR i ukończeniu Szkoły Podchorążych 8DP przeszedł szkolenie w Wielkiej Brytanii w zakresie łączności. Następnie został przydzielony do Bazy nr 11 we Włoszech.
Zrzutowisko „Wilga” w jego wspomnieniach określane jest mianem „pierzyny” – placówki o położeniu całkowicie bezpiecznym ze względu na poddanie rejonu przez dłuższy czas AK. Lądujący na „Wildze” por. Przemysław Bystrzycki otrzymał przydział do oddziału leśnego – nie obowiązywała go „aklimatyzacja” konieczna w wypadku służby w mieście. Po wymianie haseł na zrzutowisku cała ekipa dotarła do chaty na szczycie wzniesienia. Po wymianie uprzejmości i rozpakowaniu się, z powrotem na teren zrzutowiska udał się patrol z grupy zabezpieczenia placówki w celu odnalezienia zgubionego podczas skoku pistoletu maszynowego MP-40, zdobytego pod Monte Cassino. Niemiecki MP-40 należał do ppor. łączności Stanisława Mazura „Limby”. Tej samej nocy z pomocą chłopskiego zaprzęgu ściągnięto ze zrzutowiska zasobniki. W jednym z nich znajdowała się radiostacja, którą następnego dnia w południe wysłano pierwszy meldunek z „punktu gry” Wanda 06. Razem ze skoczkami „Wilga” przyjęła sprzęt i mundury, które zmieniły leśny 1 PSP AK w umundurowane jednolicie wojsko. Angielskie battle-dressy i przede wszystkim angielskie buty stały się przysłowiową manną z nieba – dosłownie i w przenośni.
Wiele lat po tych wydarzeniach, w 2002 roku, podczas swej wizyty w krakowskim Muzeum Lotnictwa Polskiego na otwarciu wystawy pt.: „Najkrótszą drogą – polskie oddziały spadochronowe w II wojnie światowej” por. Bystrzycki w rozmowie ciepło wspominał gorczańską placówkę:
„- Placówka wysłała na moje spotkanie spłacheć śniegu w gorczańskiej zapadlinie, a piękne, dorodne świerki na południowo- zachodnich stokach Mogielicy trzymała z powściągliwością z daleka…”
Na ten sam bastion poleciał Liberator KG834 „U” kpt. pil. Mieleckiego z nawigatorem kpt. Włosińskim, mając na pokładzie w ramach operacji zrzutowej „Staszek 2” sześcioosobową ekipę Cichociemnych (plus 15 zasobników i 3 paczki, należące do skoczków oraz 9 zasobników i 12 paczek dla placówki). Kpt. pil. Mielecki wystartował z Campo Cassale o godzinie 18:10, lecz w czasie przelotu doszło do kłopotów nawigacyjnych z powodu chmur, co spowodowałoby, że placówkę osiągnięto by po północy. Dlatego też pilot zawrócił do bazy, na zrzutnię zrzucił ładunek i z ekipą skoczków wylądował we włoskiej bazie o godzinie 01:20.
Trzecią polską maszyną dokonującą zrzutu na „Wilgę” tej nocy był Halifax JP242 „E” F/S Mioduchowskiego z nawigatorem F/S Krzemińskim z lotniska w Grotaglie. Halifax dotarł do Polski bez przeszkód i o godzinie 21:40 znalazł się w okolicy Bielska, gdzie doszło do spotkania z niemieckim nocnym myśliwcem Ju 88, lecz polski pilot skrył się we mgle, by nad miejscem zrzutu pojawić się około godziny 22:30. Przez przyziemną mgłę pilot z trudem dostrzegał światła zrzutowiska, co chwila tracąc je z oczu. W kilku rundach w przeciągu 20 minut zrzucono cały ładunek, a w bazie Grotaglie lądowano po 10 godzinach i 15 minutach lotu.
Kolejną nocą zrzutową dla placówki „Wilga” była noc z 25 na 26 grudnia, kiedy to poleciał z Włoch do kraju kpt. pil. Reymer-Krzywicki Liberatorem BZ965 „V”, mając na pokładzie jako nawigatorów mjr. Arciuszkiewicza i kpt. Jarynicza oraz sześcioosobową ekipę Cichociemnych lecących w ramach operacji „Staszek 2” (plus 12 zasobników i 4 paczki dla owej ekipy oraz 9 zasobników i 6 paczek dla AK). O godzinie 17:02 z włoskiej bazy odebrano rozkaz powrotu i o 18:00 samolot wylądował w macierzystej bazie z skoczkami i ładunkiem. Natomiast Halifax JP242 „E”, pilotowany przez F/S Mioduchowskiego, mającego za nawigatora F/S. Krzemińskiego, w rejon bastionu dotarł o godzinie 20:45. Światła placówki dostrzeżono o 21:50 – zrzutu dokonano w dwóch nalotach. Po 9 godzinach i 15 minutach lotu nad okupowaną Europą Halifax JP242 „E” powrócił na lotnisko startu. Depesza z dnia 30 grudnia nadana z Kraju, potwierdziła odbiór zrzutu.
Nocą z 26 na 27 grudnia kpt. pil. Reymer-Krzywicki ponownie poleciał nad placówkę „Wilga”, mając na pokładzie grupę Cichociemnych por. dypl. Stanisława Dmowskiego ps. „Podlasiak”, która leciała do kraju po raz trzeci, oraz 15 zasobników i 5 paczek. Zrzutu nad placówką dokonano w sześciu nalotach. Powrót do Campo Cassale odbył się spokojnie i lądowano tam po 8 godzinach 55 minutach lotu. Wspomniana depesza z 30 grudnia potwierdzała również odbiór tego zrzutu (na ziemi rozbiło się pięć zasobników i nie znaleziono jednej paczki). Tej samej nocy nad zrzutowiskiem w locie powrotnym do Włoch pojawił się „Liberator” KG834 „U” kpt. pil. Mieleckiego, który nie dokonał zrzutu na placówkę „Kilim” i próbował tego dokonać na placówkę „Wilga” – niestety doliny w górach pokryte były mgłą i dlatego zadania nie wykonano.
Nocą z 27 na 28 grudnia „Wilga” była na liście zapasowych zrzutowisk, a mimo to przyleciał nad nią i dokonał zrzutu Halifax JP242 „E” F/S Mioduchowskiego (9 zasobników i 12 paczek zrzucono w czterech nalotach).
Ostatnią zrzutową nocą dla „Wilgi” była noc z 28 na 29 grudnia, kiedy to z Włoch skierowano do kraju cztery Liberatory i sześć Halifaxów z polskiej 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Dla bastionu była to niecodzienna noc gdyż pojawiło się nad nim aż. osiem samolotów.
Halifax LL118 „C” F/S. Tomiczka nie dotarł nad zrzutowisko „Lewkonia” i nawigator ppor. Schedlin-Czarliński skierował samolot na bastion „Wilga”. Tuż przed znalezieniem zrzutowiska lotnicy dostrzegli obcy samolot, ale mimo to po nawiązaniu kontaktu ze zrzutowiskiem, w przeciągu 12 minut w czterech nalotach zrzucono o godzinie 20:50 dziewięć zasobników i 12 paczek (depesza z 4 stycznia 1945 roku potwierdza odbiór zrzutu, lecz bez pięciu paczek).
Liberator KG994 “R” kpt. pil. Ladro nie znalazł zrzutowiska „Bambus” i kierowany przez nawigatora kpt. Chmiela poleciał na placówkę-bastion w Gorcach. Placówka świateł nie wyłożyła, lecz nawigator dostrzegł w odległości 2,5 km na południowy-zachód do zrzutowiska trzy rzędy świateł i tam dokonał zrzutu 11 paczek (odbiór potwierdzono 4 stycznia 1945 roku).
W podobnych okolicznościach – nie doleciawszy nad „Bambus” – nad „Wilgą” znalazł się pilotowany przez W/O Cholewę Liberator KH151 „S”. O 21:15 wymienione zostały znaki świetlne przez samolot i obsługę zrzutowiska – znak świetlny był poprawny i nawigator kpt. Gułyn rozpoczął zrzut. Po trzecim nalocie placówka zgasiła światła (zrzucono jedynie 15 zasobników i 5 paczek – siedem paczek pozostało na pokładzie). W czasie przelotu nad Słowacją samolot ostrzelała artyleria przeciwlotnicza wroga.
W/O Kalfas, lecąc Halifaxem JP252 „L” z powodu trudnych warunków atmosferycznych na trasie nadleciał nad „Wilgę” o godzinie 21:54 – nawigator por. Kalaciński naprowadził sprawnie samolot nad cel i w trzech nalotach zrzucono cały ładunek (9 zasobników i 10 paczek – spadochron jednej z paczek się nie otworzył). W czasie zrzutu doszło do spotkania z nocnym myśliwcem, który jednak nie zaatakował polskiej załogi.
Por. pil. Stephani, lecący „Halifaxem” LL465 „J”, nie dotarł nad placówkę „Lewkonia” i nawigator kpt. Błaszak skierował samolot na „Wilgę”. Krążono nad zrzutowiskiem przez pół godziny, lecz nawigator zobaczywszy tylko trzy światła w rzędzie 2,5 km na zachód od celu, zrzutu nie dokonał. W drodze powrotnej do bazy w rejonie Miszkolca załoga samolotu stoczyła pojedynek z nocnym myśliwcem Ju 88. W Campo Cassale lądowano po 9 godzinach 10 minutach lotu z dziewięcioma zasobnikami i 12 paczkami na pokładzie.
Na dziesięć startujących z włoskiej bazy samolotów tej nocy aż osiem trafiło nad „Wilgę”, z czego cztery dokonały zrzutów (jeden na dziko) – pozostałe samoloty nie otrzymały sygnału przyjęcia od placówki. Por. Bystrzycki nie podaje przyczyn nieodebrania zrzutów.
Dnia 19 stycznia 1945 roku rozkazem Komendanta Głównego rozwiązana została Armia Krajowa. Tydzień później – 26 stycznia – zlikwidowano włoską Bazę nr 11, skąd startowały samoloty do lotów z pomocą dla walczącej w osamotnieniu Armii Krajowej. Cichociemni, których przyjęła „Wilga” jednak działali nadal. Placówka „Wilga” zaprzestała swej działalności jako ostatnia na terenie Polski. Podczas potyczki z Niemcami została zajęta przez nieprzyjaciela chata „pelikanów” i część terenu zrzutowiska, co było bezpośrednią przyczyna opuszczenia „Wilgi”.
Dlaczego „Wilga” funkcjonowała tak długo, dlaczego ostatni zrzut na ta placówkę miał miejsce w nocy z 28 na 29 grudnia 1944 roku – wówczas przyjęto zasobniki, a dwa dni wcześniej – ostatnich sześciu skoczków? Dostarczono między innymi sześć pasów pieniężnych – około 75.000 dolarów. Po co? Front był bardzo blisko. Odrobinę światła na to rzuca książka autorstwa por. Przemysława Bystrzyckiego pt.: „Oddanie broni”. Por. Bystrzycki został przeszkolony w szybkiej łączności radiowej – czy przysłano Go i jego ekipy z myślą o przyszłym powstaniu? Czy o II podziemiu? Więcej pytań, niż odpowiedzi. Mimo, że pozycja ta dotyczy powojennej kariery wojskowej ś.p. por. rezerwy łączności Przemysława Bystrzyckiego jest swego rodzaju smutną spowiedzią – to mimo upływu lat autor jeszcze chyba coś ukrywał.
Co się stało z materiałami zrzuconymi na „Wildze”? Jedna ze zrzuconych radiostacji została odebrana por. Bystrzyckiemu znacznie później przez patrol z oddziału „Ognia”. Część broni znajduje się dziś w zbiorach izby tradycji w szkole w Nowym Targu. Na wystawach w nowotarskim MOK-u prezentowane są brytyjskie spodnie od zrzutowego battle-dresu. Część radiostacji wpadła po wojnie, część zaginęła. Gdzie? Gdzie są zrzutowe pieniądze? Czego nie chcą powiedzieć do dnia dzisiejszego świadkowie tamtych dni? „Wilga”, Polanki nad Szczawą, trwają do dnia dzisiejszego w tradycji Górali Białych. Miejsce to z całą jego tradycją i niewątpliwymi zasługami winno znaleźć upamiętnienie dla przyszłych pokoleń. Powinien na tym miejscu stanąć pomnik, upamiętniający tamtych ludzi i to miejsce. Polanki nad Szczawą, trwają do dnia dzisiejszego w tradycji Górali Białych. Miejsce to z całą jego tradycją i niewątpliwymi zasługami winno znaleźć upamiętnienie dla przyszłych pokoleń. Powinien na tym miejscu stanąć pomnik, upamiętniający tamtych ludzi i to miejsce.
„Wilga 1”
Zrzutowisko Ldz. 12166/44 i 10352/44 zostało umiejscowione 26 km na północny wschód od Nowego Targu. Bastion „Wilga 1” brany był pod uwagę przez KG AK w czasie przygotowywania operacji „Most V’. W depeszy z 15 stycznia 1945 roku ppłk. Utnik informował Komendanta Głównego AK, gen. Leopolda Okulickiego, o operacji „Most V”:
„W pobliżu „Wilgi” zgromadzonych jest 33 lotników polskich, amerykańskich i angielskich strąconych w operacjach do was. Mają przygotowany bajor (improwizowane lotnisko – przyp. autora). Mewa (radiostacja we Włoszech – przyp. autora) jest w stałej łączności z rdst 83 i wyśle most, aby ich pobrać przy najbliższej sposobności. Operacja zupełnie niezależna od Świetlika i Pająka (improwizowane lotniska dla „Mostu IV” – przyp. autora) w ramach bieżących prac 10. Amerykańskiej Floty Taktycznej…”
Ppłk. Hańcza w depeszy do Okręgu AK Kraków pisał w dniu 17 stycznia 1945 roku:
„…Jesteśmy gotowi do mostu na Mucha. Wyślemy trzy Dakoty w odstępach półgodzinnych”.
Niestety operacje „Most IV” i „Most V” nie doszły do skutku, gdyż odziały radzieckie wyzwoliły w styczniu 1945 roku obszar Podhala i wspomniani alianccy lotnicy via Lwów, Kijów i Odessę zostali wiosną 1945 roku przetransportowani do Włoch.